niedziela, 29 marca 2015

Rozdział 4

Biegł w stronę domu spokojnej starości. Marco obiecał mu ,że to on pójdzie w odwiedziny do dziadka, ale oczywiście, jak to on znowu umówił się na randkę, więc to on musiał to zrobić. Był zły, bo musiał sprawdzić prace swoich uczniów i nie miał czasu na pogawędki z dziadkiem. Kocha go, oczywiście, ale on ma swoje obowiązki, które musi wypełniać.
Przygładził włosy i poprawił torbę, która spadała mu z ramienia. Wszedł do budynku i podszedł do recepcji, zawsze zapominał, w której sali przebywa jego dziadek.
-Gdzie mógłbym znaleźć Alejandra Verdasa? - z uśmiechem na ustach zapytał się kobiety stojącej za ladą. Kobieta przyjrzała mu się, dobrze znał ten wzrok. Miał świadomość,że jest uważany za przystojnego. Niejedna uczennica za nim szalała. Nie narzekał, bo mu to w sumie odpowiadało. Czasami próbował związków, ale zazwyczaj kończyły się tylko przelotną i krótką znajomością. Nieraz rozmyślał nad czymś dłuższym, w końcu mial już 25 lat, to najwyższa pora na poważny związek.
Ale gdy dłużej się nad tym zastanawiał, to zaczynał rozumieć,że nie ma czasu na miłość. Musiał utrzymać siebie i brata, organizował występy w szkole i miał naprawdę dużo obowiązków. I gdzie tu znaleźć czas na dziewczyne? Wiedział,że ona potrzebuje dużo uwagi, której on raczej nie będzie mógł jej dać.
- Pokój nr.46.- odpowiedziała również z uśmiechem. Podziękował i skierował się w stronę pokoju, w którym ma spotkać się z dziadkiem.
Odwrócił głowę w stronę drzwi, szukał odpowiedniego numeru.
-40..42..45- nagle poczuł uderzenie, odwrócił głowę w przód.
-Przepraszam.-usłyszał delikatny, cichy głos. Stała przed nim zmieszana brunetka. Miała na jego oko jakieś 20 lat, no i była ładna.
Bardzo.
-To ja przepraszam.Pomóc ci? - dodał, gdy dziewczyna zaczęła zbierać leżące na ziemi leki.
-Nie, nie trzeba.-powiedziała i po chwili już jej nie widział.
Zaśmiał się pod nosem, gustował w takich cichych i niepewnych siebie dziewczynach.
A ona do tego była ładna.
Zaintrygowała go.
Jeszcze ją znajdzie.
                              ***

Usiadł przy biurku zawalonym papierami. Nienawidził bałaganu, wolał mieć wszystko dokładnie poukładane.
Na przykład życie.
Zaczął przeglądać dokumenty rozwodowe kolejnych już par. Tyle ludzi się rozwodziło, a on był tego świadkiem.
Słuchając tego, co ludzie mówią podczas rozpraw coraz bardziej uświadamiał sobie jakie szczęście jest ulotne i krótkie. Jednego dnia jest , a drugiego dnia znika.
Czasami bezpowrotnie.
Westchnął i zadzwonił po swoją asystentke, ktoś musiał wkońcu tu posprzątać. Wstał i stanął przy oknie. Po kilku minutach ciemnowłosa kobieta w białej koszuli i ołówkowej spódnicy weszła do biura Ponte. Spojrzał na nią trochę zły, na co ona rzuciła się w stronę biurka.
-Szefie, przepraszam. To się nigdy nie powtórzy.- wyjąkała zbierając papiery.
Wiedział,że wszyscy mają przed nim respekt, pasowało mu  to. Mógł poczuć jak to jest mieć nad kimś władze, a tak bardzo to lubił.
Był konfliktowym człowiekiem.
-Mam taką nadzieję, Anie.- odpowiedział spokojnie, na co ona z zaskoczoną miną spojrzała na niego.- Jeżeli to się powtórzy bez wahania cię wywale, wiesz ile lepszych chciałoby mieć twoje miejsce? Więc dobrze radzę, nie zepsuj tej swojej szansy. - w tym momencie pokazał swoją prawdziwą twarz. Przestraszona kobieta jeszcze pare razy go przeprosiła i wyszła, gdy on powiedział,że ma to zrobić.
Słuchała go.

Wrócił do czytania dokumentów. Czytał teksty pare razy, ale nie był w stanie racjonalnie ocenić sytuacji. Coś nie pozwalało mu się skupić.
A może jednak ktoś.
Przymknął oczy, a obraz rudowłosej, płaczącej dziewczyny znowu wrócił. Chciał go wymazać z pamięci. Nie chciał o niej myśleć.
Nie potrafił przestać.
I ten jej cichy, spokojny głos "Przepraszam".
Uspokój się.
Nie! Przecież to Torres, ciągle pijana dziewczyna, która uprzyksza mu życie. Tylko do tego jest zdolna! Nic w życiu nie osiągnęła.
Pomogłeś jej.
Pomógłby każdej innej osobie... każdy by tak przecież zrobił. To normalne, w niczym nie wyróżniające się zachowanie.
Kim był ten facet?
Przecież go to nie obchodzi.
Camila Torres to znienawidzona sąsiadka.
I tyle.

                               ***

-Jeszcze jedno zdjęcie! Feduś proszę!
-Autograf! Fedi tutaj!
-Federico! Federico!
Słyszał piski swoich fanek, miał już ich dość. Nie mógł spokojnie pójść na spacer, a nawet po koncercie wrócić do hotelu.Zawsze i wszędzie kręciły się koło niego te natrętne dziewczynki, które dałyby się pokroić za spędzenie z nim chociażby paru minut. Wiedział,że ma miliony fanów, wkońcu tak bardzo utalentowana osoba jak on,musi ich mieć.
Wbrew wszystkiemu brakowało mu czasów, gdy był jeszcze zwykłym chłopakiem, gdy nikt go nie znał. Był inny.
Zdecydowanie inny.
Ale to nie przypadek chciał,żeby zdobył taką sławe i zrobił ogólnoświatową karierę. On sam sobie na to zapracował. Bo gdyby nie jego nieziemski głos i uroda nikt nie zwróciłby na niego uwagi. Gdyby się poddał nic by w życiu nie osiągnął.
Jak niektórzy.
Jak Ludmiła?
Nie wszyscy zostali obdarowani głosem i ładną buźką.
Ludmiła była piękna.
-Ludmiła nie istnieje! - krzyknął uderzając pięścią w ściane - Nie dla mnie..- dodał ciszej.
Dlaczego nie może przestać o niej myśleć?
Dlaczego nie potrafi zapomnieć?
Dlaczego nie potrafi bez niej żyć?
Nie!
Ludmiła to przeszłość, przykra przeszłość.
Nie istnieje.

-Siema Feduś.- usłyszał głos swojego przyjaciela w słuchawce telefonu. Tak dawno nie rozmawiali, już nawet nie wspominając o jakim kolwiek spotkaniu.
-A witam, witam Maxiuś.- uwielbiali denerwować się nawzajem zdrobnieniami swoich imion.
Przyjaciele
-Czytałem,że za 2 dni masz koncert w Buenos Aires.- przełknął głośno ślinę, zrobiło mu się głupio, zapomniał powiadomić przyjaciela o przyjeździe do jego miasta.- Fajnie uczucie dowiadywać się o takich rzeczach z internetu, na prawdę.- usłyszał ironie w jego głosie.
- Wiesz,że nie mam czasu. Koncerty, fani i te wszystkie inne gówna.- odpowiedział znudzony. Już na samą myśl o tym robiło mu się niedobrze.
-Dobrze wiesz gdzie to mam. Gdyby nie internet i te twoje psychofaneczki ślęczące pod moim blokiem zapomniałbym ,że istniejesz.
Zdziwił się, gdzie te dziewczynki mogły znaleźć adres jego przyjaciela? A na chuj  im adres jego przyjaciela? Jak tak dalej pójdzie to zaraz bedą mu wskakiwać do łóżka. Niby takie gówniarze, a takie zdolne.
Ma dość.
-Dobra Maxi, zapomnij o tych dziewczynkach i...- nie dane było mu skończyć. Jak zawsze nerwowy pan Ponte musiał mu przeszkodzić.
-Zapomnij o tych dziewczynkach?! O nich się nie da zapomnieć! " O jezu! To przyjaciel Fedusia" - zaczął naśladować dziewczęcy głos.- "A może mi załatwisz bileciki co?" "A Fede do ciebie przyjeżdża? To może mi się na dupie podpisze"- Pasquarelli po usłyszeniu ostatniego zdania roześmiał się. Nie przepadał za swoimi fankami, ale nigdy nikomu nie udało się tak bardzo wkurzyć Maxiego,żeby takimi tekstami walił.
-A w dodatku ta moja sąsiadka... Boże, jak ja jej nienawidzę. Wiesz jaka ona jest upierdliwa? Imprezowiczka się znalazła. Jak nie nachlana to naćpana.- odparł oburzony.
-Podoba ci się.- stwierdził Federico, po chwili usłyszał pytający jęk Ponte.- Człowieku, z moich fanek tak z dupy zmieniłeś temat na jakąś dziewczynę. Ona cię kręci, jestem pewny.
-Zamknij się.
- Jak ogarniesz swojego wewnętrznego sztywniaka to może poderwiesz. Z resztą planuję u ciebie nocować, więc mnie z nią zapoznasz.- odparł pewnie i zaczął się śmiać. Uwielbiał irytować swojego przyjaciela, a już wiedział,że uczucia ,które jego przyjaciel żywił do tej dziewczyny są jego tematem tabu. Wykorzysta to, napewno.
-Żartujesz sobie ze mnie?
-Do zobaczenia, Maxiu.
Jego przyjazd dużo zmieni.
I nie tylko dla niego samego.

Witam was, po dość długiej przerwie. Niestety szkoła zniszczyła moje marzenia o systematycznym pisaniu. Ale no cóż zrobić?
Już niedługo wielkanoc, więc będę mieć troche czasu na napisanie czegoś.
A tak odjeżdzając od tematu. Wydaję mi się,że do świąt nie będę miała okazji opublikować na blogu żadnego posta, więc już dzisiaj chciałabym wam złożyć życzenia.
Więc tak, życzę Wam pogodnych, wesołych świąt w towarzystwie najbliższych. Żeby każdy z was miał okazję odpocząć od szkoły, ciągłej nauki i testów. A blogerkom życzę weny, której brak jest jedną z największych przeszkód do pisania bloga.
Więc jeszcze raz, życzę wszystkim wszystkiego najlepszego!

No to do następnego ❤
Suzann

niedziela, 1 marca 2015

Drugi Blog

Zapraszam na mojego drugiego bloga z One Shotami :)

neverlosehopeoneshoty.blogspot.com

Życzę Miłego Czytania ;*

niedziela, 15 lutego 2015

Rozdział 3

Wszedł do sklepu, w którym pracuje jego przyjaciółka. Dziewczyna ostatnio zaczęła pić jeszcze więcej i częściej, więc on musi załatwiać jej sprawy. Też chciałby tak balować jak Camila, ale on ma jeszcze ostatki odpowiedzialności w sobie i no cóż, jest dojrzalszy.
Dziewczyna ma cholerne szczęście,że pracuje u swojej cioci, inaczej już dawno zostałaby wywalona. W ogóle tu nie przychodzi, a jak już ,to jest albo pijana albo na kacu i nie jest w stanie nic zrobić. No cóż, lubi imprezować.
-Siema, może wiesz gdzie znajdę Marie? - zwrócił się do pierwszej lepszej ekspediendki.
-A o jakiej Marii mówisz?- odpowiedziała mu obojętnie, nie zwracając na niego większej uwagi.
-Najprawdopodobniej o twojej szefowej.-uśmiechnął się do niej zawadiacko. Dla wszystkich panienek był taki ukąśliwy. Dobrze wiedział,że dziewczyny za nim szaleją i moze mieć każdą. Był cholernie pewny siebie.
-Nie jestem zobowiązona do odpowiadania na takie pytania.-spojrzała na niego.- I jakbyś nie widział jestem zajęta.- chłopak się jej przyjrzał, była troche starsza od Camili. Miała czarne,kręcone włosy, no i nie brakowało jej krągłości. Lubił takie.
-W sumie niezła z ciebie laska, nie powinnaś być taka wredna, bo nikogo nie wyrwiesz.- oparł się ramieniem o półke.- Jestem przyjacielem Camili, chyba razem pracujecie, nie? Szukam jej ciotki, bo muszę coś załatwić..-  spoważniał i przeszedł do konkretów. Musiał jak najszybciej wracać do Cami, bo po pijaku czasami jej naprawdę odwala, a on był osobą, która w takich chwilach musi z nią być. No cóż, kochał swoją przyjaciółkę i był w stanie zrobić dla niej wszystko.
-A co? Znowu sobie z piciem nie radzi? - zaśmiała się. W sumie lubiła Camilę, ale denerwowało ją to,że przez nią musi odwalać podwójną robotę. - A jako jej przyjaciel nie powinieneś jej pomóc?
Spojrzał się na nią. W niczym Cami nie musi pomagać. Ona ma prawo robić to co lubi, jak każdy. Fakt, może Camila miała inne "hobby" od innych dwudziestolatek, ale nikt nie ma prawa mówić jej jak ma żyć. Nikt nie ma prawa jej zmieniać.
-Gdzie jest ta twoja szefowa?- nie miał już ochoty na dalszą rozmowę z dziewczyną, tym jednym zdaniem straciła się w jego oczach. Jego przyjaciółka dla niego była najważniejsza i nikt nie ma prawa powiedzieć ani jednego złego słowa na jej temat.
Dziewczyna wskazała mu palcem drzwi. Spojrzał na nią ostatni raz, na jej szyi wisiała plakietka z jej zdjęciem i nazwiskiem.
Naty, miała na imię Naty.

                            ***

Siedziała na kanapie trzymając w ręku gazetę. Niby normalną, niczym nie wyróżniającą się gazetę. O nie. Nie dla niej.
Na okładce widniała jego twarz, twarz chłopaka, którego kariera z każdym dniem coraz bardziej się rozwijała. Nienawidziła go. Tyle razy próbowała, ale nie potrafi zrozumieć dlaczego to on zrobił karierę, nie ona.
Dlaczego on jest rozpoznawalny, nie ona. Dlaczego on ma fanów, nie ona.
On od zawsze był nikim, przeciętnym, żałosnym chłopakiem. Pff, on nie miał nawet prawa przebywać obok niej, nie zasługiwał na to, a co dopiero być popularniejszym od niej? Niemożliwe.
Przecież on nawet przystojny nie jest, śpiewać nie umie, a taniec... ona lepiej po pijaku tańczy.
On miał po prostu szczęście.

Zadajmy sobie pytanie. Co mogło wzbudzić tak wielką nienawiść w  dwudziestoczterolatce do tego chłopaka? Otóż znali się, chodzili razem do szkoły. Ba, nawet byli razem. Ona to teraz nazywa największym błędem swojego życia.
Kiedyś myślała inaczej, kiedyś on nie był jej obojętny. Kochała go, naprawdę go kochała. Ale to wkońcu Ludmiła i żaden chłopak, nawet Federico jej nie zmieni. Wyczuła moment kiedy on zaczął się rozwijać i robić coraz większe kroki ku swojej karierze i popularności. Od kiedy zaczął wstawiać filmiki z coverami na YouTube zrobił się rozpoznawalny, a ona nie mogła pozwolić na to,żeby w tym związku były dwie gwiazdy. Mogła być tylko jedna i nią musiała być ona.
Szukała sposobu,żeby zatrzymać jego rozwój,  nie udało się. Próbowała też go zniszczyć, to również się nie udało. I wtedy zrozumiała, że jedynym sposobem,żeby go złamać jest zerwanie. I to zrobiła, ale nie zadziałało.
On chwile pocierpiał i żył dalej. I to ona została na lodzie.
Sama.
                             ***

-Sory, ale raczej nic z tego nie będzie. Nie pasujemy do siebie, nie ma co pakować się w coś grubszego. Przykro mi. - blondwłosa dziewczyna złapała go za dłoń i spojrzała mu w oczy. Te słowa nie były dla niego niczym wyjątkowym, większość jego randek tak się kończyła. Ale on się nie poddawał, ciągle szukał kobiety swojego życia na portalach randkowych.
Miłość
Miłość była priorytetem w jego życiu.
Miłość była dla niego najważniejsza.
I szukał jej za wszelką cene.
Bo kto wie, czy dzisiaj nie przeszedł obok dziewczyny idealnej?
Kto wie, czy nie ominął na mieście jego przyszłej miłości?
Dlatego chce spróbować każdej, byle znaleźć tą idealną.
Jego brat już nie raz mu powtarzał,że przesadza, ale Marco dobrze wiedział czego chce. Dobrze wiedział,że chce spotkać miłość swojego życia.
Już, teraz, jak najszybciej
-Nie masz za co przepraszać, w końcu po to są te spotkania, nie? Żeby znaleźć ten ideał.-uśmiechnął się do niej.- Idź, ja zapłacę.
-Masz tyle pozytywnej energii w sobie, na pewno kogoś sobie szybko znajdziesz.- obdarzyła go ostatnim uśmiechem i zniknęła mu z oczu. 
Wyjął mały notatnik z kieszeni, przeleciał zapisane strony, gdy zobaczył jej nazwisko wyjął długopis z drugiej kieszeni i je skreślił.
Kreślenie "nieideałów" po każdej randce było dla niego tradycją. Notatnik był pełen poskreślanych nazwisk.
A on szuka dziewczyny, której nazwiska nie będzie musiał skreślić.

                              
Cześć kochani :)
Przychodzę do was z rozdziałem 3. Przepraszam za jego dość niedużą długość, ale wena szwankuje, a chciałam go już wstawić.
Właśnie dlatego jest taki, a nie inny.
Wbrew tym pozorom mam nadzieję,że się spodobał :)
No i co? Widzimy się w następnym.

wtorek, 3 lutego 2015

Rozdział 2

Szła do pracy. Kochała ją, kochała robić to co robi. Za każdym razem kiedy wychodziła z domu miała sadysfakcję z tego,że zrobiła coś dobrego. Pomagała. Pomagała starszym ludziom. Potrafiła w domu spokojnej starości spędzać godziny. Sama nie miała dziadków, więc spędzanie czasu z nimi było dla niej czymś pięknym. Po prostu pięknym. To miejsce było jej całym życiem, ci ludzie byli dla niej całym życiem.
Była dumna z siebie, była dumna z tego, że dzięki jej ci ludzie nie są sami.
Kiedyś usłyszała te pare słów od umierającej kobiety, bardzo się z nią zżyła.
"Dziękuje, że dzięki tobie nie umieram w samotności"
Od tej chwili starała się być przy każdym umierającym. Te zdanie.. Te zdanie było dla niej piękne i na długo ulokowało się w jej pamięci.
I cierpiała gdy ktoś umierał, identyfikowała się ze wszystkimi, z jednymi mniej, z niektórymi więcej, ale kochała tych ludzi po prostu.
Jej życie prywatne.. No cóż, to było skomplikowane. Nie miała przyjaciół, życie oddała pracy, no i mieszkała z rodzicami. Życia uczuciowego nie miała. Po nieodwzajemnionej miłości w wieku 17 lat, zwątpiła w miłość. Była bardzo zakochana, kochała go. Kochała Federico. On nie odwzajemnił tego uczucia. Dla niego zawsze była tylko przyjaciółką. Dla niego liczyła się tylko i wyłącznie Ludmiła, która i tak go zostawiła. On się oszukał, a ona cierpiała. Nadal cierpi, te wydarzenia wyrobiły w niej "traumę" na całe życie. No cóż, była bardzo delikatna. 
Ale to w końcu ona, Violetta.

                            ***

Szła radośnie przez ulice Buenos Aires. Kochała swoje życie,kochała siebie.
Nie, nie była samolubną, pustą dziewczyną. Po prostu jest pozytywnie nastawiona do siebie, do życia.
Tak bardzo się zmieniła. Kiedyś była zakompleksioną, smutną dziewczyną. Nagle w jej życiu nastąpił przełom. Odnalazła przyjaciela, wspaniałego przyjaciela. To on udowodnił jej,że jest ładna i ma szansę na szczęśliwe życie. Że ma szanse? Nie. Gdy się po prostu uśmiechnie i uwierzy  będzie mieć wspaniałe życie. To on nauczył pozytywnego patrzenia na świat i ,że nie powinna przejmować się uwagami ludzi. Bo "ludzie, którzy cię komentują albo ci zazdroszczą, albo są podli i próbują niszczyć życie każdemu".
A ty musisz być ponad to i mieć gdzieś takie osoby. Leon pomógł jej przestać się nad sobą użalać, za co jest mu bardzo wdzięczna i są przyjaciółmi aż do dziś.
Popatrzyła w prawo, ujrzała przytulającą się na ławce pare. Uśmiechnęła się do nich. Cieszyła się szczęściem ludzi. Ona sama nie miała chłopaka. Nie, nie można powiedzieć,że nie miała powodzenia, bo miała. Tyle,że ona czuła,że nie jest gotowa na związek,więc od razu odrzucała każde zaloty, nie było jej z tym źle. Nie potrzebowała miłości, wystarczała jej rodzina i przyjaciela.
Póki co, tak.

                             ***
Stał przed drzwiami swojego mieszkania, popatrzył w prawo gdy usłyszał krzyk, mrożący krew w żyłach ton, głos kobiety. Wiedział,że to głos Camili, jego sąsiadki. W pierwszym momencie miał zamiar to zlekceważyć, nigdy nie miał z nią dobrych kontaktów i jakoś nie widziało mu się angażować w życie tej dziewczyny. Jednak coś go zatrzymało, w głębi duszy bał się,że coś jej się stanie. Chociaż co go to obchodzi? Pewnie znowu się zachlała, wiedział jaka ona jest i odczuwał skutki jej zachowania. Porozbijane butelki pod jego mieszkaniem, pełno pijanych ludzi w tym bloku. Jednak ze zwyczajnej życzliwości i z resztą delikatnej ciekawości zapukał do drzwi. Czekał pare sekund, żadnej reakcji. Wbrew pozorom, zaniepokoił się. Puka po raz kolejny, znowu to samo. Zaczął walić w drzwi.
-Torres!- krzyknął. Do jego uszu doszedł kolejny krzyk.-Camilla! Otwieraj!
Dziwił się tym co teraz robi, nigdy nie pomyślał,że będzie się o nią bać, o nią. A wczoraj jeszcze na nią się darł, znowu przyszła z tym swoim przyjacielem, byli totalnie wstawieni.
Nagle coś mocno szarpnęło drzwi, stał w nich masywny mężczyzna, był wyraźnie zły. Nie zdążył się przypatrzeć jego twarzy, facet go popchnął i wyszedł z bloku.
Maxi wszedł do jej mieszkania, napoczątku się wahał się, jednak po chwili jego krok zrobił się pewniejszy. Rudowłosa dziewczyna siedziała na kanapie. Od razu rzuciły mu się w oczy jej łzy.
-Co jest Torres? - powiedział stając od niej pare metrów.
Podniosła głowę, dopiero teraz go zobaczyła. Wytarła łzy i wstała.
- A ty tu po cholere?- wycedziła. To niesamowite jak w jednej chwili może się zmienić. Przed chwilą płakała, a teraz jej oczy wypełniły się wrogością. Tak bardzo go nienawidziła? Oczywiście nie zależało mu na jej sympatii, ale i tak się zdziwił.
-Dobra, niespecjalnie mnie obchodzi twoje życie, ale wolę wiedzieć co się dzieje w bloku, w którym mieszkam.- od zawsze chciał mieć wszystko pod kontrolą, przy tym był dość wcibski.
- Tu nic się nie dzieje! Skoro masz zamiar odgrywać jakże pomocnego sąsiada to wyjdź stąd , bo tracisz czas!- krzyknęła. I on wtedy zrozumiał,że nic z niej wyciągnie. Szedł w kierunku drzwi.
-Przepraszam.- wyjąkała. Odwrócił się i uśmiechnął do niej.
Wtedy jeszcze żadne z nich nie było świadome tego,że  te słowo wszystko zmieni.

I oto rozdział drugi :)
Mam nadzieję,że się spodobał i czekam na pierwsze komentarze, które na pewno mnie zmotywują do dalszego pisania.

poniedziałek, 26 stycznia 2015

Rozdział 1

Znowu obudziła się z masakrycznym kacem. Rozejrzała się wokół siebie, zobaczyła totalny burdel. Nie zdziwiło jej to, jej mieszkanie zawsze tak wyglądało po jej powrocie z jakiekolwiek imprezy. Wczoraj musiała być nieźle wstawiona, nic nie pamięta z wczorajszej nocy, nic,kompletnie.
Do domu przywiózł ją pewnie jej przyjaciel, jedyne co pamiętała z wczoraj to, to ,że razem pojechali na tą imprezę, z resztą jak na każdą. Utwierdził ją w tym przekonaniu sms:
Diego- Jak coś to ja cię przytargałem cię do domu ^^ Nie powiem, kotek, nie znałem cię od tej strony.

Nadal przyglądała się zdjęciu , które jej szanowny przyjaciel dołączył do sms'a.
Tańczyła... Na rurze.
Chyba serio za dużo wypiła, nie przejęła się jednak tym za bardzo. Przyzwyczaiła się do takich sytuacji.
Nagle po całym jej mieszkaniu rozległo się głośne pukanie do drzwi. Przeklinała tego co mógł jej to zrobić. Cholernie mocny ból przeszył jej czaszkę.
Podeszła nadal chwiejnym krokiem do drzwi i je otworzyła. Ujżała w nich znienawidzonego sąsiada, niby w podobnym wieku do niej,a tak się jej czepiał.
-Powiesz mi co robią porozbijane butelki pod moimi drzwiami?! - stał przed nią w koszuli i marynarce, drząc się na nią, a niby taki ułożony.
- Ejj, spokojniej. I może trochę ciszej, boli mnie głowa.- odpowiedziała mu obojętnie.
-To było nie pić! Tak w ogóle mam nadzieję,że to posprzątasz.- i tak wiedział co ona odpowie, przyzwyczaił się do takich rzeczy od strony swojej sąsiadeczki Torres. Nigdy nie widział tak zachowywującej się dziewczyny.
-Dobra Ponte, zluzuj majty i popylaj do tego swojego biura, okay? Sprzątaczki to posprzątają, nie bój się. I nawet tego nie dotykaj, bo sobie kubraczek jeszcze pobrudzisz.
Zamknęła drzwi mu przed nosem i wróciła na kanape. Denerwował ją ten chłopak. Ciągle się czepiał jej trybu życia,a w sumie co mu do tego. Jak ma jakieś problemy to niech się wyprowadzi. Żaden inny sąsiad nigdy do niej na ten temat nic nie powiedział, tylko jemu to nie pasuje.
Od momentu jak się tutaj wprowadziła mieli na pieńku. Uwielbiała mu dowalać, jak pewnie i on. Było to dla niej rutyną, dzień bez psucia życia Maximilianowi Ponte dniem straconym.
Przypomniało jej się,że powinna iść do pracy, ale za nic jej się nie chciało. Na szczęście jej pracodawczynią była jej ciocia, która przyzwyczaiła się do ciągłych nieobecności dziewczyny. Ona po prostu nie miała serca jej wywalić.
Napisała do ciotki sms'a,że jej nie będzie. Po chwili ponownie poczuła wibracje telefonu, dzwonił do niej Diego.
-I jak kotek się trzymasz?
-Mówiłam,żebyś tak do mnie nie mówił.
-Dobrze wiesz gdzie to mam. No to tak, rozumiem,że masz niezłego kaca i mam do ciebie przyjechać?
-Ale weź coś lżejszego, jutro planuję iść do roboty.
- Jasne, kotek. Dziękuj,że masz tak porządnego przyjaciela, który się tak nie nawalił, jak co poniektórzy.- usłyszała jego śmiech.
-Dobra Dominquez, weź się pośpiesz.-powiedziała i rozłączyła się.
Cieszyła się,że ma takiego przyjaciela, tylko on ją rozumiał,bo był taki jak ona.

                                ***
Siedział kolejną godzinę w szkole, w której uczył. Chodź muzyka była jego pasją miał dość dzisiejszego dnia. Trafił na najmniej doświadczone grupy.
Miał tych dzieciaków po prostu dość. Gdy usłyszał dzwonek na lekcje jęknął. Do pomieszczenia weszła 12 osoba grupka.
-Co robiliśmy na ostatniej lekcji? - zapytał, siadając na biurku. Zdenerwował się gdy nie otrzymał odpowiedzi.
-Nie pamiętacie?! Ja jako nauczyciel mam do tego prawo, wy nie. Jak przez następne 2 minuty nie dostanę informacji co ostatnio robiliśmy, zadzwonię do waszych rodziców,że Szkoła Muzyczna to nie jest dla was miejsce.- nigdy nie odzywał się tak do swoich uczniów, miał po prostu dość tego dnia, a to była jego ostatnia godzina dzisiaj.
-Ktoś wie?- powiedział spokojniejszym już tonem. Ręke podniosła 17 letnia dziewczyna.
-Pytał nas pan z zadanych nam piosenek.
-Jasne. I mówiłem wam,żebyście mówili do mnie po imieniu. Po prostu Leon. - pomiędzy nim,a jego uczniami nie było dużej różnicy wieku, wkońcu miał dopiero 25 lat
Zaczął przepytawać reszte uczniów, których nie zdążył ostatnio. Nie śpiewali najgorzej, więc jakoś wytrzymał tą lekcje.
- Dowidzenia.-usłyszał.
Zaczął pakować papiery i wszystkie jego rzeczy, które musi wziąć do domu.Nie wiedział dlaczego, tak wielką niechęcią pałał do tego dnia.
-Cześć Braciszku.- usłyszał głos za swoimi plecami, już wiedział kto to.
-Hej Marco, co tu robisz?
-Przyszedłem brata odwiedzić, co w tym dziwnego?- już widział ten uśmiech na jego twarzy.
-Nie zgrywaj się, co chcesz?
-100 zyla mógłbyś bratu kopsnąć.
-Nie.- odpowiedział krótko, wyszedł ze swojej klasy, wszedł do pokoju nauczycielskiego i pożegnał się z współpracownikami. Przy wyjściu znowu wpadł na Marco.
-Daj mi chłopie dzisiaj spokój, jestem zmęczony.
-Ale to jest ważne! Bardzo! Bo umówiłem się z taką dziewczyną, i zaprosiłem ją do takiej restauracji.. Takiej trochę drogiej i no, poratuj brata w potrzebie! Ogarnę sam dom, będę śmieci wynosić, ale proszę!
Wyjął z portfela pieniądze i mu podał.
- Mógłbyś wkońcu sobie znaleźć jedną dziewczynę.-dodał.
- Nadal szukam tej idealnej.

                               ***
Siedział w hotelu. Przeglądał plany swojej trasy koncertowej, został mu tylko jeden, ostatni punkt.
Argentyna
Państwo , w którym spędził połowę życia. Państwo, gdzie rozpoczynał swoją karierę.
Jednak nie chciał tam wracać... wiele wydarzeń zmieniło w jego oczach ten kraj. Odrzucenie, samotność, nieudany związek, a to wszystko w jednym miejscu. W tym cholernym Buenos Aires. Czuł, że te miejsce jest z nim od początku na nie. Żałował, że pozwolił na wyprowadzke z Włoch. Pare lat temu cieszył się, przeogromnie, teraz jego poglądy na ten temat się zmieniły, całkowicie.
Wraz z przeprowadzeniem się do Argentyny spadła na niego fala nieszczęść.
Jego rodzice się rozwiedli, bo jego matka znalazła sobie kochanka. Zostawiła ojca, jego i jego brata samych. A życie bez matki jest na prawdę trudne, szczególnie jeśli było sie do niej bardzo przywiązanym.
Nękali go w szkole. Był rutynowo przezywany i bity, tylko dlatego, że różnił się od jego rówieśników. Nie lubił grać w piłkę, jak i z resztą innych sportów. Od zawsze kochał muzyke  i to nią był całkowicie pochłonięty, poza tym dobrze się uczył.
Gdy w końcu jego życie w jakiś sposób się ustatkowało trafił do szkoły muzycznej, miał wtedy 17 lat. Czuł, że rozwijał się w kierunku , którym kochał. A kochał muzyke. W tej historii mu jeszcze czegoś brakowało, a mianowicie miłości, ale innej niż takiej , jaką żywił do muzyki. Do klasy chodziła z nim piękna blondynka. Wydawała się dla niego ideałem. Na początku tylko zwykłe cześć, potem przyjaźń i stało się. Federico się przełamał i poprosił Ludmiłę o chodzenie. Blondynka zgodziła się.
Dopiero po jakimś czasie chłopak zrozumiał, że ma ona trudny charakter. Na początku myślał, że z nim wygra, że razem to przezwyciężą.
Nie dał rady, dziewczyna z każdym dniem była bardziej podła, a gdy kariera chłopaka zaczęła się rozwijać wybuchła. Była cholernie zazdrosna, o to, że ona tak dobrze sobie nie radziła. Zmieszała go z błotem i zerwała, tak po prostu.
Bardzo cierpiał, wtedy dopiero poczuł, co to znaczy samotność.
Nie szukał przyjaciół, bo wiedział, że ma ją.
Oddalił się od rodziny, bo wiedział, że ma ją.
A gdy ona go zostawiła, nie miał nikogo. Właśnie w tym momencie tak bardzo się zmienił, właśnie w tym momencie, z uczuciowego chłopaka zmienił się w oschłego, obojętnego na ludzi mężczyzne, którego obchodziła tylko kariera. Bo wiedział,że ona szybko nie przeminie, był za dobry w tym co robi, jego kariera nie odejdzie.
Nie odejdzie jak Ludmiła.

Cześć Kochani!
Oto rozdział 1, mam nadzieję, że spodobał :)
I tak, macie Camilę, Leona i Federico.
Mam nadzieję, że te wątki wam sie spodobają, jak i wszystkie inne.
No to widzimy się w kolejnym rozdziale :))

Powitanie

Hej, tutaj Zuzia :)
Jak mogliście się już zorientować, ten blog jest zainspirowany serialem Violetta. Ja będę pisać swoją własną historię, która będzie się zupełnie różniła od tej, którą oglądamy.
Postacie są już dorosłe, większość się nie zna. Większości nic nie łączy.
I tak planuje za jakiś czas dodać rozdział 1.
Do postaci możecie się już przyzwyczaić poprzez zakładke "Bohaterowie"

No to do zobaczenia, do rozdziału! ☺☺