Znowu obudziła się z masakrycznym kacem. Rozejrzała się wokół siebie, zobaczyła totalny burdel. Nie zdziwiło jej to, jej mieszkanie zawsze tak wyglądało po jej powrocie z jakiekolwiek imprezy. Wczoraj musiała być nieźle wstawiona, nic nie pamięta z wczorajszej nocy, nic,kompletnie.
Do domu przywiózł ją pewnie jej przyjaciel, jedyne co pamiętała z wczoraj to, to ,że razem pojechali na tą imprezę, z resztą jak na każdą. Utwierdził ją w tym przekonaniu sms:
Diego- Jak coś to ja cię przytargałem cię do domu ^^ Nie powiem, kotek, nie znałem cię od tej strony.
Nadal przyglądała się zdjęciu , które jej szanowny przyjaciel dołączył do sms'a.
Tańczyła... Na rurze.
Chyba serio za dużo wypiła, nie przejęła się jednak tym za bardzo. Przyzwyczaiła się do takich sytuacji.
Nagle po całym jej mieszkaniu rozległo się głośne pukanie do drzwi. Przeklinała tego co mógł jej to zrobić. Cholernie mocny ból przeszył jej czaszkę.
Podeszła nadal chwiejnym krokiem do drzwi i je otworzyła. Ujżała w nich znienawidzonego sąsiada, niby w podobnym wieku do niej,a tak się jej czepiał.
-Powiesz mi co robią porozbijane butelki pod moimi drzwiami?! - stał przed nią w koszuli i marynarce, drząc się na nią, a niby taki ułożony.
- Ejj, spokojniej. I może trochę ciszej, boli mnie głowa.- odpowiedziała mu obojętnie.
-To było nie pić! Tak w ogóle mam nadzieję,że to posprzątasz.- i tak wiedział co ona odpowie, przyzwyczaił się do takich rzeczy od strony swojej sąsiadeczki Torres. Nigdy nie widział tak zachowywującej się dziewczyny.
-Dobra Ponte, zluzuj majty i popylaj do tego swojego biura, okay? Sprzątaczki to posprzątają, nie bój się. I nawet tego nie dotykaj, bo sobie kubraczek jeszcze pobrudzisz.
Zamknęła drzwi mu przed nosem i wróciła na kanape. Denerwował ją ten chłopak. Ciągle się czepiał jej trybu życia,a w sumie co mu do tego. Jak ma jakieś problemy to niech się wyprowadzi. Żaden inny sąsiad nigdy do niej na ten temat nic nie powiedział, tylko jemu to nie pasuje.
Od momentu jak się tutaj wprowadziła mieli na pieńku. Uwielbiała mu dowalać, jak pewnie i on. Było to dla niej rutyną, dzień bez psucia życia Maximilianowi Ponte dniem straconym.
Przypomniało jej się,że powinna iść do pracy, ale za nic jej się nie chciało. Na szczęście jej pracodawczynią była jej ciocia, która przyzwyczaiła się do ciągłych nieobecności dziewczyny. Ona po prostu nie miała serca jej wywalić.
Napisała do ciotki sms'a,że jej nie będzie. Po chwili ponownie poczuła wibracje telefonu, dzwonił do niej Diego.
-I jak kotek się trzymasz?
-Mówiłam,żebyś tak do mnie nie mówił.
-Dobrze wiesz gdzie to mam. No to tak, rozumiem,że masz niezłego kaca i mam do ciebie przyjechać?
-Ale weź coś lżejszego, jutro planuję iść do roboty.
- Jasne, kotek. Dziękuj,że masz tak porządnego przyjaciela, który się tak nie nawalił, jak co poniektórzy.- usłyszała jego śmiech.
-Dobra Dominquez, weź się pośpiesz.-powiedziała i rozłączyła się.
Cieszyła się,że ma takiego przyjaciela, tylko on ją rozumiał,bo był taki jak ona.
***
Siedział kolejną godzinę w szkole, w której uczył. Chodź muzyka była jego pasją miał dość dzisiejszego dnia. Trafił na najmniej doświadczone grupy.
Miał tych dzieciaków po prostu dość. Gdy usłyszał dzwonek na lekcje jęknął. Do pomieszczenia weszła 12 osoba grupka.
-Co robiliśmy na ostatniej lekcji? - zapytał, siadając na biurku. Zdenerwował się gdy nie otrzymał odpowiedzi.
-Nie pamiętacie?! Ja jako nauczyciel mam do tego prawo, wy nie. Jak przez następne 2 minuty nie dostanę informacji co ostatnio robiliśmy, zadzwonię do waszych rodziców,że Szkoła Muzyczna to nie jest dla was miejsce.- nigdy nie odzywał się tak do swoich uczniów, miał po prostu dość tego dnia, a to była jego ostatnia godzina dzisiaj.
-Ktoś wie?- powiedział spokojniejszym już tonem. Ręke podniosła 17 letnia dziewczyna.
-Pytał nas pan z zadanych nam piosenek.
-Jasne. I mówiłem wam,żebyście mówili do mnie po imieniu. Po prostu Leon. - pomiędzy nim,a jego uczniami nie było dużej różnicy wieku, wkońcu miał dopiero 25 lat
Zaczął przepytawać reszte uczniów, których nie zdążył ostatnio. Nie śpiewali najgorzej, więc jakoś wytrzymał tą lekcje.
- Dowidzenia.-usłyszał.
Zaczął pakować papiery i wszystkie jego rzeczy, które musi wziąć do domu.Nie wiedział dlaczego, tak wielką niechęcią pałał do tego dnia.
-Cześć Braciszku.- usłyszał głos za swoimi plecami, już wiedział kto to.
-Hej Marco, co tu robisz?
-Przyszedłem brata odwiedzić, co w tym dziwnego?- już widział ten uśmiech na jego twarzy.
-Nie zgrywaj się, co chcesz?
-100 zyla mógłbyś bratu kopsnąć.
-Nie.- odpowiedział krótko, wyszedł ze swojej klasy, wszedł do pokoju nauczycielskiego i pożegnał się z współpracownikami. Przy wyjściu znowu wpadł na Marco.
-Daj mi chłopie dzisiaj spokój, jestem zmęczony.
-Ale to jest ważne! Bardzo! Bo umówiłem się z taką dziewczyną, i zaprosiłem ją do takiej restauracji.. Takiej trochę drogiej i no, poratuj brata w potrzebie! Ogarnę sam dom, będę śmieci wynosić, ale proszę!
Wyjął z portfela pieniądze i mu podał.
- Mógłbyś wkońcu sobie znaleźć jedną dziewczynę.-dodał.
- Nadal szukam tej idealnej.
***
Siedział w hotelu. Przeglądał plany swojej trasy koncertowej, został mu tylko jeden, ostatni punkt.
Argentyna
Państwo , w którym spędził połowę życia. Państwo, gdzie rozpoczynał swoją karierę.
Jednak nie chciał tam wracać... wiele wydarzeń zmieniło w jego oczach ten kraj. Odrzucenie, samotność, nieudany związek, a to wszystko w jednym miejscu. W tym cholernym Buenos Aires. Czuł, że te miejsce jest z nim od początku na nie. Żałował, że pozwolił na wyprowadzke z Włoch. Pare lat temu cieszył się, przeogromnie, teraz jego poglądy na ten temat się zmieniły, całkowicie.
Wraz z przeprowadzeniem się do Argentyny spadła na niego fala nieszczęść.
Jego rodzice się rozwiedli, bo jego matka znalazła sobie kochanka. Zostawiła ojca, jego i jego brata samych. A życie bez matki jest na prawdę trudne, szczególnie jeśli było sie do niej bardzo przywiązanym.
Nękali go w szkole. Był rutynowo przezywany i bity, tylko dlatego, że różnił się od jego rówieśników. Nie lubił grać w piłkę, jak i z resztą innych sportów. Od zawsze kochał muzyke i to nią był całkowicie pochłonięty, poza tym dobrze się uczył.
Gdy w końcu jego życie w jakiś sposób się ustatkowało trafił do szkoły muzycznej, miał wtedy 17 lat. Czuł, że rozwijał się w kierunku , którym kochał. A kochał muzyke. W tej historii mu jeszcze czegoś brakowało, a mianowicie miłości, ale innej niż takiej , jaką żywił do muzyki. Do klasy chodziła z nim piękna blondynka. Wydawała się dla niego ideałem. Na początku tylko zwykłe cześć, potem przyjaźń i stało się. Federico się przełamał i poprosił Ludmiłę o chodzenie. Blondynka zgodziła się.
Dopiero po jakimś czasie chłopak zrozumiał, że ma ona trudny charakter. Na początku myślał, że z nim wygra, że razem to przezwyciężą.
Nie dał rady, dziewczyna z każdym dniem była bardziej podła, a gdy kariera chłopaka zaczęła się rozwijać wybuchła. Była cholernie zazdrosna, o to, że ona tak dobrze sobie nie radziła. Zmieszała go z błotem i zerwała, tak po prostu.
Bardzo cierpiał, wtedy dopiero poczuł, co to znaczy samotność.
Nie szukał przyjaciół, bo wiedział, że ma ją.
Oddalił się od rodziny, bo wiedział, że ma ją.
A gdy ona go zostawiła, nie miał nikogo. Właśnie w tym momencie tak bardzo się zmienił, właśnie w tym momencie, z uczuciowego chłopaka zmienił się w oschłego, obojętnego na ludzi mężczyzne, którego obchodziła tylko kariera. Bo wiedział,że ona szybko nie przeminie, był za dobry w tym co robi, jego kariera nie odejdzie.
Nie odejdzie jak Ludmiła.
Cześć Kochani!
Oto rozdział 1, mam nadzieję, że spodobał :)
I tak, macie Camilę, Leona i Federico.
Mam nadzieję, że te wątki wam sie spodobają, jak i wszystkie inne.
No to widzimy się w kolejnym rozdziale :))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz