niedziela, 15 lutego 2015

Rozdział 3

Wszedł do sklepu, w którym pracuje jego przyjaciółka. Dziewczyna ostatnio zaczęła pić jeszcze więcej i częściej, więc on musi załatwiać jej sprawy. Też chciałby tak balować jak Camila, ale on ma jeszcze ostatki odpowiedzialności w sobie i no cóż, jest dojrzalszy.
Dziewczyna ma cholerne szczęście,że pracuje u swojej cioci, inaczej już dawno zostałaby wywalona. W ogóle tu nie przychodzi, a jak już ,to jest albo pijana albo na kacu i nie jest w stanie nic zrobić. No cóż, lubi imprezować.
-Siema, może wiesz gdzie znajdę Marie? - zwrócił się do pierwszej lepszej ekspediendki.
-A o jakiej Marii mówisz?- odpowiedziała mu obojętnie, nie zwracając na niego większej uwagi.
-Najprawdopodobniej o twojej szefowej.-uśmiechnął się do niej zawadiacko. Dla wszystkich panienek był taki ukąśliwy. Dobrze wiedział,że dziewczyny za nim szaleją i moze mieć każdą. Był cholernie pewny siebie.
-Nie jestem zobowiązona do odpowiadania na takie pytania.-spojrzała na niego.- I jakbyś nie widział jestem zajęta.- chłopak się jej przyjrzał, była troche starsza od Camili. Miała czarne,kręcone włosy, no i nie brakowało jej krągłości. Lubił takie.
-W sumie niezła z ciebie laska, nie powinnaś być taka wredna, bo nikogo nie wyrwiesz.- oparł się ramieniem o półke.- Jestem przyjacielem Camili, chyba razem pracujecie, nie? Szukam jej ciotki, bo muszę coś załatwić..-  spoważniał i przeszedł do konkretów. Musiał jak najszybciej wracać do Cami, bo po pijaku czasami jej naprawdę odwala, a on był osobą, która w takich chwilach musi z nią być. No cóż, kochał swoją przyjaciółkę i był w stanie zrobić dla niej wszystko.
-A co? Znowu sobie z piciem nie radzi? - zaśmiała się. W sumie lubiła Camilę, ale denerwowało ją to,że przez nią musi odwalać podwójną robotę. - A jako jej przyjaciel nie powinieneś jej pomóc?
Spojrzał się na nią. W niczym Cami nie musi pomagać. Ona ma prawo robić to co lubi, jak każdy. Fakt, może Camila miała inne "hobby" od innych dwudziestolatek, ale nikt nie ma prawa mówić jej jak ma żyć. Nikt nie ma prawa jej zmieniać.
-Gdzie jest ta twoja szefowa?- nie miał już ochoty na dalszą rozmowę z dziewczyną, tym jednym zdaniem straciła się w jego oczach. Jego przyjaciółka dla niego była najważniejsza i nikt nie ma prawa powiedzieć ani jednego złego słowa na jej temat.
Dziewczyna wskazała mu palcem drzwi. Spojrzał na nią ostatni raz, na jej szyi wisiała plakietka z jej zdjęciem i nazwiskiem.
Naty, miała na imię Naty.

                            ***

Siedziała na kanapie trzymając w ręku gazetę. Niby normalną, niczym nie wyróżniającą się gazetę. O nie. Nie dla niej.
Na okładce widniała jego twarz, twarz chłopaka, którego kariera z każdym dniem coraz bardziej się rozwijała. Nienawidziła go. Tyle razy próbowała, ale nie potrafi zrozumieć dlaczego to on zrobił karierę, nie ona.
Dlaczego on jest rozpoznawalny, nie ona. Dlaczego on ma fanów, nie ona.
On od zawsze był nikim, przeciętnym, żałosnym chłopakiem. Pff, on nie miał nawet prawa przebywać obok niej, nie zasługiwał na to, a co dopiero być popularniejszym od niej? Niemożliwe.
Przecież on nawet przystojny nie jest, śpiewać nie umie, a taniec... ona lepiej po pijaku tańczy.
On miał po prostu szczęście.

Zadajmy sobie pytanie. Co mogło wzbudzić tak wielką nienawiść w  dwudziestoczterolatce do tego chłopaka? Otóż znali się, chodzili razem do szkoły. Ba, nawet byli razem. Ona to teraz nazywa największym błędem swojego życia.
Kiedyś myślała inaczej, kiedyś on nie był jej obojętny. Kochała go, naprawdę go kochała. Ale to wkońcu Ludmiła i żaden chłopak, nawet Federico jej nie zmieni. Wyczuła moment kiedy on zaczął się rozwijać i robić coraz większe kroki ku swojej karierze i popularności. Od kiedy zaczął wstawiać filmiki z coverami na YouTube zrobił się rozpoznawalny, a ona nie mogła pozwolić na to,żeby w tym związku były dwie gwiazdy. Mogła być tylko jedna i nią musiała być ona.
Szukała sposobu,żeby zatrzymać jego rozwój,  nie udało się. Próbowała też go zniszczyć, to również się nie udało. I wtedy zrozumiała, że jedynym sposobem,żeby go złamać jest zerwanie. I to zrobiła, ale nie zadziałało.
On chwile pocierpiał i żył dalej. I to ona została na lodzie.
Sama.
                             ***

-Sory, ale raczej nic z tego nie będzie. Nie pasujemy do siebie, nie ma co pakować się w coś grubszego. Przykro mi. - blondwłosa dziewczyna złapała go za dłoń i spojrzała mu w oczy. Te słowa nie były dla niego niczym wyjątkowym, większość jego randek tak się kończyła. Ale on się nie poddawał, ciągle szukał kobiety swojego życia na portalach randkowych.
Miłość
Miłość była priorytetem w jego życiu.
Miłość była dla niego najważniejsza.
I szukał jej za wszelką cene.
Bo kto wie, czy dzisiaj nie przeszedł obok dziewczyny idealnej?
Kto wie, czy nie ominął na mieście jego przyszłej miłości?
Dlatego chce spróbować każdej, byle znaleźć tą idealną.
Jego brat już nie raz mu powtarzał,że przesadza, ale Marco dobrze wiedział czego chce. Dobrze wiedział,że chce spotkać miłość swojego życia.
Już, teraz, jak najszybciej
-Nie masz za co przepraszać, w końcu po to są te spotkania, nie? Żeby znaleźć ten ideał.-uśmiechnął się do niej.- Idź, ja zapłacę.
-Masz tyle pozytywnej energii w sobie, na pewno kogoś sobie szybko znajdziesz.- obdarzyła go ostatnim uśmiechem i zniknęła mu z oczu. 
Wyjął mały notatnik z kieszeni, przeleciał zapisane strony, gdy zobaczył jej nazwisko wyjął długopis z drugiej kieszeni i je skreślił.
Kreślenie "nieideałów" po każdej randce było dla niego tradycją. Notatnik był pełen poskreślanych nazwisk.
A on szuka dziewczyny, której nazwiska nie będzie musiał skreślić.

                              
Cześć kochani :)
Przychodzę do was z rozdziałem 3. Przepraszam za jego dość niedużą długość, ale wena szwankuje, a chciałam go już wstawić.
Właśnie dlatego jest taki, a nie inny.
Wbrew tym pozorom mam nadzieję,że się spodobał :)
No i co? Widzimy się w następnym.

wtorek, 3 lutego 2015

Rozdział 2

Szła do pracy. Kochała ją, kochała robić to co robi. Za każdym razem kiedy wychodziła z domu miała sadysfakcję z tego,że zrobiła coś dobrego. Pomagała. Pomagała starszym ludziom. Potrafiła w domu spokojnej starości spędzać godziny. Sama nie miała dziadków, więc spędzanie czasu z nimi było dla niej czymś pięknym. Po prostu pięknym. To miejsce było jej całym życiem, ci ludzie byli dla niej całym życiem.
Była dumna z siebie, była dumna z tego, że dzięki jej ci ludzie nie są sami.
Kiedyś usłyszała te pare słów od umierającej kobiety, bardzo się z nią zżyła.
"Dziękuje, że dzięki tobie nie umieram w samotności"
Od tej chwili starała się być przy każdym umierającym. Te zdanie.. Te zdanie było dla niej piękne i na długo ulokowało się w jej pamięci.
I cierpiała gdy ktoś umierał, identyfikowała się ze wszystkimi, z jednymi mniej, z niektórymi więcej, ale kochała tych ludzi po prostu.
Jej życie prywatne.. No cóż, to było skomplikowane. Nie miała przyjaciół, życie oddała pracy, no i mieszkała z rodzicami. Życia uczuciowego nie miała. Po nieodwzajemnionej miłości w wieku 17 lat, zwątpiła w miłość. Była bardzo zakochana, kochała go. Kochała Federico. On nie odwzajemnił tego uczucia. Dla niego zawsze była tylko przyjaciółką. Dla niego liczyła się tylko i wyłącznie Ludmiła, która i tak go zostawiła. On się oszukał, a ona cierpiała. Nadal cierpi, te wydarzenia wyrobiły w niej "traumę" na całe życie. No cóż, była bardzo delikatna. 
Ale to w końcu ona, Violetta.

                            ***

Szła radośnie przez ulice Buenos Aires. Kochała swoje życie,kochała siebie.
Nie, nie była samolubną, pustą dziewczyną. Po prostu jest pozytywnie nastawiona do siebie, do życia.
Tak bardzo się zmieniła. Kiedyś była zakompleksioną, smutną dziewczyną. Nagle w jej życiu nastąpił przełom. Odnalazła przyjaciela, wspaniałego przyjaciela. To on udowodnił jej,że jest ładna i ma szansę na szczęśliwe życie. Że ma szanse? Nie. Gdy się po prostu uśmiechnie i uwierzy  będzie mieć wspaniałe życie. To on nauczył pozytywnego patrzenia na świat i ,że nie powinna przejmować się uwagami ludzi. Bo "ludzie, którzy cię komentują albo ci zazdroszczą, albo są podli i próbują niszczyć życie każdemu".
A ty musisz być ponad to i mieć gdzieś takie osoby. Leon pomógł jej przestać się nad sobą użalać, za co jest mu bardzo wdzięczna i są przyjaciółmi aż do dziś.
Popatrzyła w prawo, ujrzała przytulającą się na ławce pare. Uśmiechnęła się do nich. Cieszyła się szczęściem ludzi. Ona sama nie miała chłopaka. Nie, nie można powiedzieć,że nie miała powodzenia, bo miała. Tyle,że ona czuła,że nie jest gotowa na związek,więc od razu odrzucała każde zaloty, nie było jej z tym źle. Nie potrzebowała miłości, wystarczała jej rodzina i przyjaciela.
Póki co, tak.

                             ***
Stał przed drzwiami swojego mieszkania, popatrzył w prawo gdy usłyszał krzyk, mrożący krew w żyłach ton, głos kobiety. Wiedział,że to głos Camili, jego sąsiadki. W pierwszym momencie miał zamiar to zlekceważyć, nigdy nie miał z nią dobrych kontaktów i jakoś nie widziało mu się angażować w życie tej dziewczyny. Jednak coś go zatrzymało, w głębi duszy bał się,że coś jej się stanie. Chociaż co go to obchodzi? Pewnie znowu się zachlała, wiedział jaka ona jest i odczuwał skutki jej zachowania. Porozbijane butelki pod jego mieszkaniem, pełno pijanych ludzi w tym bloku. Jednak ze zwyczajnej życzliwości i z resztą delikatnej ciekawości zapukał do drzwi. Czekał pare sekund, żadnej reakcji. Wbrew pozorom, zaniepokoił się. Puka po raz kolejny, znowu to samo. Zaczął walić w drzwi.
-Torres!- krzyknął. Do jego uszu doszedł kolejny krzyk.-Camilla! Otwieraj!
Dziwił się tym co teraz robi, nigdy nie pomyślał,że będzie się o nią bać, o nią. A wczoraj jeszcze na nią się darł, znowu przyszła z tym swoim przyjacielem, byli totalnie wstawieni.
Nagle coś mocno szarpnęło drzwi, stał w nich masywny mężczyzna, był wyraźnie zły. Nie zdążył się przypatrzeć jego twarzy, facet go popchnął i wyszedł z bloku.
Maxi wszedł do jej mieszkania, napoczątku się wahał się, jednak po chwili jego krok zrobił się pewniejszy. Rudowłosa dziewczyna siedziała na kanapie. Od razu rzuciły mu się w oczy jej łzy.
-Co jest Torres? - powiedział stając od niej pare metrów.
Podniosła głowę, dopiero teraz go zobaczyła. Wytarła łzy i wstała.
- A ty tu po cholere?- wycedziła. To niesamowite jak w jednej chwili może się zmienić. Przed chwilą płakała, a teraz jej oczy wypełniły się wrogością. Tak bardzo go nienawidziła? Oczywiście nie zależało mu na jej sympatii, ale i tak się zdziwił.
-Dobra, niespecjalnie mnie obchodzi twoje życie, ale wolę wiedzieć co się dzieje w bloku, w którym mieszkam.- od zawsze chciał mieć wszystko pod kontrolą, przy tym był dość wcibski.
- Tu nic się nie dzieje! Skoro masz zamiar odgrywać jakże pomocnego sąsiada to wyjdź stąd , bo tracisz czas!- krzyknęła. I on wtedy zrozumiał,że nic z niej wyciągnie. Szedł w kierunku drzwi.
-Przepraszam.- wyjąkała. Odwrócił się i uśmiechnął do niej.
Wtedy jeszcze żadne z nich nie było świadome tego,że  te słowo wszystko zmieni.

I oto rozdział drugi :)
Mam nadzieję,że się spodobał i czekam na pierwsze komentarze, które na pewno mnie zmotywują do dalszego pisania.